Dzienniczek człowieka: uwagi
Uwag dzisiaj nie ma. Są tylko próżne smutki, z których
nie da się zrobić nic konstruktywnego. Są tylko wątpliwości na ćwierćwieczu,
rozdroża na bezdroża. Są tylko puste noce i bardziej puste dni.
Nie pamiętam do czego zmierzałem.
Kwestia przedstawia się następująco, czy jeśli życie
jest tylko przeżywaniem to warte jest jakiejkolwiek kontynuacji? Czy może w
mojej gestii jest to, żeby zmienić podejście i zwiększyć chęci, rozszerzyć działanie
szkodliwych substancji nie tylko na własną wewnętrzność, lae na zewnętrzne,
zatruć trochę powietrze sobą, zatruć trochę pomieszczenie, w którym się siedzi
łzami i elokwencją schowaną pod dywanem niezrozumienia powszechności?
Nadal nie pamiętam do czego zmierzałem.
Może zmierzałem do tego, że zamierzenia same w sobie
przypominają tylko o chichocie losu, w który się wikłam. Może zamierzenia
jedynie tyle tylko dają, co sa w stanie odebrać? Powiedzmy sobie – istnieje ktoś,
kto ma coś tak wyśmiewanego w dzisiejszych czasach jak marzenia. Powiedzmy nawet,
że jestem to ja. Dalej, ja, mając
marzenia, automatycznie zwalniam się z możliwości pracy w moim wykształceniu,
traktując to z naiwną śmiałością jako niegodne zajęcia w porównaniu do
wielkości moich marzeń. Idąc dalej, muszę jeść, więc coś wypadałoby robić, ale
cena marzeń jest duża i szuka się w ramach marzeń czegoś przynajmniej
podobnego, zazwyczaj bezpłatnego. Pozostaje tylko nic i otchłań. Z drugiej
strony, na rozdrożu ćwierćwiecza brak marzeń jest tym bardziej doskwierający,
biorąc pod uwagę wielkie poczucie beznadziei samego faktu działania w swoim,
załóżmy, zawodzie. I to zwykłe pieniędzy zarabianie staje się wręcz
utrapieniem, szczególnie po studiach, które obiecują wiele, a dają w tak wolnym
czasie. I najlepiej mają tylko ci, którzy chcą żyć i żeby nikt im nie
przeszkadzał.
Może wiem do czego zmierzam?
Może zmierzam do tego, że choć dziś nie zrobiłem nic
to przynajmniej zrozumiałem, że mogę zatrzymać się w półkroku swojego użalania
i wziąć się w garść jak jeszcze nikt się w garść nie brał, ze mogę założyć na
siebie odpowiednie obuwie ochronne, które przyda się podczas stąpania po
gorejących porażkach, może zrozumiałem, że nie każdy dzień musi być dobry, ale
każdy dzień można olać, po prostu.
Byłem poćwiczyć chociaż, bo nie chcę umrzeć tak
szybko.
Trzymam się życia.
To może być godne polecenia, żeby się życia trzymać
chociaż w tych momentach złych, gdy świat, mimo pięknej pogody, wydaje mi się
miejscem bardziej ponurym niż moje własne miejsca, z których składam origami w
kształcie drzwi.
Może nikt nie czyta takich rzeczy. Byłoby śmiesznie.
Godna polecenia jest również mozzarella, bo dużo
lepiej się po niej czuję niż po żółtym. Nic wczoraj nie przeczytałem, więc nie
wiem co wam polecić, wy, którzy to czytacie w ilości niewielkiej. Zawsze dobrze
poczytać Henry’ego Millera, poczynając od Sexus.
Gloria victis
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz