Dzienniczek człowieka: uwagi
W odległej galaktyce, czekając podniecony na wyniki
konkursu literackiego, który legitymizowałby moje aspiracje literackie siedzę
sobie na krawędzi pomiędzy nie mam siły się zmotywować i po co dalej toczyć to
gówno. W odległej galaktyce, siedzę sobie i patrzę na to, jak deszcz spływa po
oknie, urządzając jednocześnie wyścigi kropli.
W bliższej galaktyce zastanawiam się co zrobić, żeby
zacząć czerpać zyski ze swoich (domniemanych) umiejętności. Może zacząłbym w
końcu pisać te teksty i artykuły sam z siebie i wysyłać je do pobliskich gazet
z nadzieją na publikację. Może bym w końcu wziął się w garść i zaczął szukać
zdalnej pracy poza miejscem zamieszkania? Może w końcu napiszę ten list
motywacyjny, za który zabieram się już od kilku dni, nie mogąc znaleźć ani to
czasu ani chęci.
W tej jeszcze bliższej galaktyce zastanawiam się nad
swoimi projektami o charakterze artystycznym, które zresztą, pewnie,
artystyczne nie są, tylko tak mi się wydaje. Widzę siebie z przyszłości, który
patrzy na tego tu, w z perspektywy, uśmiechając się wobec rozterek ówczesnej
codzienności. Czyta wywiady zaczynające się – już od wczesnych lat próbował dać
wyraz swojemu zapałowi artystycznemu, tworząc różne projekty – i tu śliczna
wymienianka bezwartościowości, która podówczas był, którą uważa, ze już nie
jest. Ale przecież, mówi sobie, była w tym wszystkim zapowiedź tego wszystkiego
co nastało po tym, to ziarno prawdziwości wśród ludzi, którzy żyją pomiędzy
oficjalnością a wulgarnością. Gdzieś chciałeś się, maleńki, już podówczas
zaangażować w to, czym jesteś teraz.
W naszej galaktyce siedzę zbyt długo w domu i nie mogę
się wyspać. Nie piję już nawet, odmawiając sobie tych ostatnich, wzbudzanych
narkotykiem, stanów wyższych. Każdego dnia mówię sobie, że to już ostatni
dzień, a potem przychodzi do mnie listonosz pogardy z kopertami, w środku
których są rysunki penisów. Jestem też coraz silniejszy. I coraz bardziej boli
mnie szyja. Coraz bardziej potrzebuję małego sukcesu, który sprawiłby, że
jestem.
W tej galaktyce, której jeszcze nie ma, mnie tez już
nie ma. Na pogrzeb nie przyszli żadni znani ludzie, ale też nikogo nie zraniłem
swoją śmiercią. Na wertepach śmierci wyobrażam sobie, że pytam się tych ludzi, których
świadomość rozciągała się ponad horyzont własnej dupy, co było sekretem? Czego mi
brakowało? Odpowiadają mi, że chodziło o narkotyki. My wszyscy ćpaliśmy.
Bardzo nie wierzę w teorię spisku dziejów, bo wtedy
moje zabawy to tylko zabawy. W dzisiejszym odcinku polecam czipsy panczo
tortilla solone, whisky i jeszcze jedną szklankę, żeby spojrzeć w oczy
wielkości. I nie ćpać.
K.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz