Sąsiedzi
pukają, że głośno stukam, ale tak naprawdę to ich wina. Bowiem, gdyby ich życie
erotyczne nie było tak interesujące, nie stukałbym w klawisze, żeby notować
każde zdanie, które z siebie wydaje pani P., a któremu wtóruje pan Z.
Pani
P. ma duży problem ze sobą, zresztą, gdyż jej wieczną udręką jest niemożliwość
zrozumienia i przemożna chęć ucieleśnienia przemocy w łóżku. Za każdym razem,
gdy pieprzy się ze swoim mężem krzyczy przez ścianę, by rzeczony mąż wykręcił
jej sutki w miłosnym uniesieniu albo złapał za szyję, czy nawet, co słyszałem
jedynie raz, walnął ją w pysk z pięści (nie skończyło się to najlepiej, gdyż w
skutek dysproporcji między siłą pana Z., prywatnie ochroniarza w klubie, a
drobnością pani P., prywatnie nikogo, spowodowało do obrażenia czaszki u pani
P. i skończyło się na niezbyt zgrabnym tłumaczeniu powiązania pęknięcia
ciemienia z jakże przypadkowym upadkiem na wystający kant szafki). W każdym
razie, pani P., ma zasadniczy problem, gdyż nie może dojść do tego, dlaczego
miałaby jej przyjemność sprawiać przemoc, której w życiu codziennym się jakże
brzydzi. Rozważania pani P. biegły w następujący sposób – otóż, skoro ona
prywatnie (nikt) brzydzi się przemocą, a bez niej w łóżku nie może doznać
satysfakcji to w takim razie, najprawdopodobniej, jest coś w seksie, co wzbudza
w niej pewnego rodzaju zmianę osobowości. Idąc dalej tym tropem, seksualność wzbudza
w niej masochizm. Oczywiście, zaakceptowanie tego jako fetyszu jedynie, czy
lekkiego odchyłu od normy, który w sprawnie przeprowadzonym akcie seksualnym,
nie musiałby stanowić problemu – nie wchodziło w grę. Pani P. chciała
odpowiedzi. I zdecydowałaby się na wszystko, by je otrzymać.
Na
początku pani P. szukała możliwych rozwiązań w ogólnie pojętym ewolucjonizmie. Próbowała
za pomocą eksperymentów myślowych udowodnić, że owa aberracja jest powodowana
tym, że w dawnych czasach kobiety były tak często gwałcone w brutalny sposób
przez żołnierzy drepczący po całej kuli ziemskiej, ze niewątpliwie ciało
kobiece ewolucyjnie wyrobiło sobie pewną tendencję ku temu, by czerpać
przyjemność z tych brutalnych aktów. Teraz natomiast, w czasach dobrobytu
(gdyby nie, hehe, zus) i postępu cywilizacyjnego jest to po prostu pozostałość
po dawnych czasach, która po prostu wnerwia panią P. Coś jak kość ogonowa, czy
też wyrostek robaczkowy (pani P. zapomniała słowa).
Nie
przekonało to jej jednak, gdyż, po pierwsze, nie wierzyła w ewolucję, a po
drugie, stwierdziła, że był to zbyt krótki okres, by kobieca psychika mogła się
aż tak oddalić od swojego normalnego stanu (choć jaki był normalny stan pani P.
stwierdzić w stanie nie była).
Postanowiła
zatem, po kolejnej kopulacji, przemyśleć ze śpiącym mężem i obudzonym mną
zupełnie inną teorię. Teoria ta była tym razem naturalistyczna. Otóż stwierdziła,
że kobiety lubią przemoc w łóżku dlatego, że w stadzie, w zasadzie,
najpotężniejszy samiec zdobywał kobiety, gdyż był w stanie najlepiej zapewnić
im dobrobyt w postaci pożywienia i ochrony przed innymi. Najsilniejszy był
zresztą również tym, który miał najlepsze geny do płodzenia dalszego potomstwa
(tutaj pani P. mogłaby się zastanowić nad tym, czy warto się określać jako ktoś
kto tylko służy to mnożenia się, jeśli w ogóle zajmują ją takie kwestie jak
fetyszyzmy, ale zrezygnowała z tej myśli zanim się jeszcze u niej pojawiła).
Dlatego zatem, kobieta czerpie przyjemność z kopulowania z silnym mężczyzną,
gdyż jeśli wyraża on to podczas swoich seksualnych eskapad znaczy to przecież,
że jest w stanie ją obronić ode złego, a także, że jego dominujący sposób bycia
sprawi, że będzie podejmował słuszne decyzje, które doprowadzą ich do
możliwości jeszcze lepszego mnożenia się ku chwale nie wiadomo czego.
Tę
teorię pani P. również odrzuciła jako niemożliwą. Tym razem z zupełnie innych
powodów, gdyż, jak twierdziła, byłoby zupełnie głupie, gdyby uznać, że
mężczyzna silniejszy od kobiety jest silny w ogóle oraz że prawdopodobieństwo
skrzywdzenia przyszłej matki jest zbyt wysokie, ażeby można je było usprawiedliwić
tego rodzaju fanaberią ze strony matki natury.
Pani
P. kombinowała zatem dalej, podczas gdy ja skrupulatnie spijałem każde słowo z
jej ust. Przeszła przez wiele etapów. Próbowała konstruować pewne teorie
psychologizujące, opierające się na przeświadczeniu, że mężczyzna tego chce i
dostosowywaniu się do jego potrzeb, jednocześnie łącząc to z socjologią, czyli
potrzebą dostosowywania się kobiety do potrzeb mężczyzny pozbawionego
możliwości bycia wojownikiem w dzisiejszych czasach, aż po feminizm, twierdząc,
że jest to wymysł patriarchalnego społeczeństwa, który wykorzystując to, że już
jest na kolanach jeszcze ją bije po pysku.
Niestety,
żadna z tych możliwości nie była do przyjęcia przez panią P., która im głębiej
wchodziła w rozważania na temat własnej seksualności i przemocy w niej, tym
bardziej zanurzała się w niechybną spiralą podjudzania tej przemocy i
nieustannego wręcz dążenia do sytuacji konfrontowania się ze swoim mężczyzną do
tego stopnia, że w pewnym momencie rzuciła mu w pysk obelgę najgorsza dla
każdego mężczyzny i jeszcze gorszą dla mnie, otóż powiedziała mu, że ja jestem
dużo lepszy w łóżku i jak ją napierdalam to przynajmniej coś czuję. Nie muszę
chyba nadmieniać, że nie jestem ochroniarzem w klubie i tym bardziej nie mam
też predyspozycji, by mieć podobne do tego rodzaju osób rozmiary. Toteż, gdy
usłyszałem te nowiny, a następnie zdjął mnie strach, a następnie usłyszałem
pukanie do drzwi, a następnie swój dziewiczy pisk unoszący się w powietrzu i
słucham bliski drzwi, blisko bijącego serca zaraz obok, serca zdradzonego,
zdumianego, zburzonego w nonsensie, którego i ja jestem częścią przez to
przecież wredne podsłuchiwanie. I gdy, zmieciony z powierzchni ziemi wraz z
drzwiami leżałem pod nimi, miałem w głowie tylko jedno
A
co z transcendentalizmem? I zdechłem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz