Godzina
18.10. Piątek. Nie, sobota. W żołądku buzują mi jeszcze wczorajsze złe wybory
kulinarne, a głowa ciężko opada na klatkę piersiową. Jakiś kobieta idąc
chodnikiem, na którym ludzie parkują samochody krzyczy, że nie ma gdzie iść,
gdzie ona ma chodzić, czym jest chodzenie?!
Bolą
mnie wszystkie mięsnie, począwszy od języka, skończywszy na mięśniu sercowym,
lekko już niewydolnym z tytułu coraz cięższych bzdur, którymi go karmię. Czy ja
i moje ciało to dwie istoty? Dzisiaj na przykład zrobiłem sobie kawę, żeby się
rozbudzić, a mój organizm odrzekł – nie, nie, nie. Ja tego nie chcę. Chcę leżeć
i detoksyfikować się. Dość bzdur na jeden dzień. Siedzisz pół nocy ze szklanką
whisky w ręce i następnego dnia wymyślasz sobie, że będziesz pracować. Jutro,
jutro, jutro, wieczne nigdy – powtarza mi mój organizm, próbując wejść mi na
ambicję, żebym tylko przestał go męczyć. Dlaczego nie masz jeszcze dzieci? –
pyta mój organizm. – To strasznie męczące jest, gdy nie masz potomstwa, jednocześnie
żyjąc w monogamii. Dziecko by cię usadziło, a w ten sposób, wszystko nam się
plącze. Nic nie ma sensu.
Mój
organizm i ja częstokroć prowadzimy takie rozmowy. Czasami, w wolnych chwilach
pokazuje mi jakie nagrody mnie czekają, gdy zrobię wszystko dobrze. Gdy zmieniam
dietę na coś zdrowszego, ćwiczę, śpię na odpowiedniej poduszce i nie przemęczam
się przed komputerem, mój organizm daje mi pomysły, sprawia, że jestem
kreatywny. Silny. Pełen energii do spożytkowania. Pokazuje mi nowe możliwości,
których jeszcze nie skonsumowałem, nowe drogi, których nie widziałem, pokazuje
mi cały świat. Czasami jednak, zakrada się zdradziecko moje poczucie lepszego
świata o estetycznej nazwie i szybkiej drodze do lepszego świata, podsuwa mi
używki, które dają obietnicę, które są trailerem czucia się lepiej w innym
świecie, do którego dojście normalnymi środkami zajmowałoby zbyt wiele. Bowiem,
gdy ta whisky wyląduje w końcu w mojej dłoni to mam chwilową przepustkę na
panowanie nad sytuacją w towarzystwie. Mam chwilową przepustkę na to, by,
przynajmniej mnie, wydawało się, ze odkrywam nowe, nieznane jeszcze
człowieczeństwu teorie. Jak można zrezygnować z tego, gdy cały świat się
pieprzy na kuchennym stole.
Mój
organizm wie o tym dobrze, ale nie może mnie powstrzymać. Czasami się
dogadujemy w ten sposób, że gdy ja poluję to on kaca bierze na siebie i
filtruje przez absurdalność społecznych konwenansów moje przydługie zdania, by wypluć
je jakąś biologiczną oczywistością. Czasami dogadujemy się z moim organizmem.
Wczoraj
jednak, gdy tak siedziałem i patrzyłem na swoje odbicie w oknie doszło do mnie,
że w tym naszym grajdołku mieszka ktoś jeszcze. Niby ja, niby mój organizm, ale
jeszcze jedno istnienie koegzystuje z nami w niepokoju. Coś automatycznego,
kierującego moimi nogami, ażeby skrzyżowały się w taki, a nie w inny sposób. Coś,
co kieruje moimi palcami, żeby łączyły się dokładnie tak, jak się łączą, gdy
zaczynam się zastanawiać. Coś, co drapie się w moje owłosienie pyskowe, kiedy
nie wiem do końca o co chodzi w konwersacji. Coś, co zauważa swędzenie pleców i
puszcza tam moją dłoń, ażeby załatwić sprawę. Menadżer moich absurdów, którego
jestem więźniem, bo nie jestem w stanie walczyć z oprawcą, który nie jest
oprawcą, bo ma inne zajęcie. Jaki płynie z tego wniosek? Żaden. Z niczym nie
warto walczyć, jeśli nie ma nic do wygrania prawda?
Ostatnia
rzecz, o której chciałbym rzec, zanim pójdę stąd na wieczne zapomnienie. Myślę,
że mam wadę wzroku, która sprawia, że czasem boli mnie głowa. Jeśli masz
podobnie, idź do lekarza. Może oba nasze życia się zmienią diametralnie i
następnym razem zostanę już sam.
Ciekawe przemyślenia! Nie spoglądałam na temat "wsłuchiwania się w siebie" od tej strony. :)
OdpowiedzUsuń"Siedzisz pół nocy ze szklanką whisky w ręce i następnego dnia wymyślasz sobie, że będziesz pracować. Jutro, jutro, jutro, wieczne nigdy – powtarza mi mój organizm, próbując wejść mi na ambicję, żebym tylko przestał go męczyć" - och, to brzmi jak scena wyjęta z mojego życia! Celnie ujęte... i w sumie trochę smutne jednakowoż. Ale ważne, żeby przynajmniej czasem dogadywać się ze swoim organizmem. ;)
I tak się zastanawiam... "jakiś kobieta" na początku to błąd, czy tak miało być? ;)
Pozdrowienia!
Kasia z Herbacianych myśli
Potrafisz fajnie operować słowem, ale mam wrażenie, że nic z tego nie wynika. Przynajmniej w tym tekście. Bo o ile forma jest atrakcyjna (poza ścianą tekstu, która utrudnia lekturę), tak na samą treść chyba brakło pomysłu.
OdpowiedzUsuń