Dzień dobry, czy mogłaby mi pani powiedzieć
Czy ja mógłbym pani powiedzieć
Zaraz
Zaraz do pana przyjdę
Patrzę się tylko z osłupieniem na ścianę, białą ścianę
z literką „A” na środku, wokół nie ma nic, naprawdę nic, jest tylko ciemność i
kilka książek, które jak okna przewietrzają moje wnętrze, moje zepsute wnętrze.
Jest osiemnasta sześć i należałoby już wyjść. Żółte światła
latarni przy drodze aż proszą się o to, żeby na nie spojrzeć i się nie
zachwycić, żeby na nie spojrzeć i nic nie pomyśleć, ale siedzę i myślę, siedzę
i myślę, jak ten kretyn, kultywuje sobie małostkowość w małostkowości, bredzę o
tym, że latarnie te określają nieoczywistość kraju, w którym mieszkam. Kraju wielkich
artystów i nieszczęśliwych ludzi, którym się płaci za mało, zdecydowanie za
mało.
Idąc za przykładem Freuda zacząłem seksualizować swoje
sny i na razie doszedłem do tego, że moim życzeniem było urodzić się z dwoma
penisami. Nie wiem czy coś z tego rozumiem.
Bo umówiłem się z tymi ludźmi w takim pubie, on jest
zaraz obok rzeki, w takim młynie, wokół są te żółte, wredne, a w środku jest
ciemno i puszczają muzykę. Czasami jest karaoke i jak już wszyscy wyjdą to
wychodzę z toalety i proszę o ostatnią piosenkę, specjalnie dla mnie. Zazwyczaj
się zgadzają. Zawsze śpiewam to samo. Frank Sinatra – My way.
Ostatnio spisuję swoje przemyślenia i one zdają się
mieć jakiś ciąg, którego nie zauważyłem wcześniej. Chodzi mi o to, że każdy
początek zaczyna się od aliteracji, a potem przechodzi w osobliwą metaforykę,
naznaczoną takim pędem, jak ktoś, kto stara się złapać swoje myśli. I piszę na
przykład: Ostatnio, ostatnio ospale odświeżam okna za pomocą trajkocącego
kogucika, zaraz, to nie było kogut, to było sprej, sprej ze środkiem
czyszczącym, życie na środkach czyszczących, tylko ładnie, tylko dzisiaj dla
państwa mam przygotowany
Powinienem już wyjść. Osiemnasta osiem, osiemnasta
dziewięć, przytłacza mnie ta chwila, w której musiałbym się zebrać i spotkać
ich, którzy będą tam, a mogę przecież zostać. Mogę się ciągle wietrzyć
książkami, mam ich wystarczająco na dziś i jutro, potem sobie jakoś wyjdę, nie
ma przymusu przecież. Z drugiej strony, nie mogę mieć biegunki po raz szósty w
tygodniu, bo na poważnie się tym zainteresują. Nie wiem dlaczego zawsze im
mówię, że mam biegunkę. Chyba instynktownie wiem, że to taka sfera, w która nie
będą chcieli się wgłębiać i ja nie będę musiał się z tego tłumaczyć. Osiemnasta
dziesięć. Mam chwilę, jeszcze zdążę tam pójść. Czemu właśnie tam? Ludzie w tym
miejscu wiedzą, że jestem pierdolnięty. Może dlatego? Nie będę musiał się
ukrywać. Nie będę musiał mówić – idźmy gdzieś, gdzie nie ma ludzi. Wasz starszy
braciszek boi się ludzi i boi się jak musi się usprawiedliwiać. Idźmy gdzieś,
gdzie nie ma ludzi. macie pieniądze?
Palę ostatniego papierosa tego kwadransa. W każdym
kwadransie palę ostatniego papierosa. Tylko tyle mi zostało właściwie z życia,
więc dlaczego miałbym przestać? Jedyna przyjemność, jedyna przyziemność. Myślę,
że jak dym leci do góry to ja staję się trochę cięższy i daję radę przeżyć
kolejny dzień.
Wychodzę.
Na ulicy przyglądają mi się dziwnie ci wszyscy ukryci
mordercy, ci wszyscy gwałciciele, ci wszyscy idioci niepotrafiący zrozumieć
jednego zdania z mojego świata, jednej myśli ze wspólnego umysłu wszystkich
geniuszy, nie są w stanie nawet blisko być tej wielkości jaką oferuje świat
człowieczy. Cieszą się jak sarny jakimś lasem czy innym gównem i umyka im to
wszystko co nazywam prawdziwym życiem, wiecie, takim prawdziwym życiem
prowadzonym w głowie, w którym wszystko jest jasne, wszyscy dobrze się
wyrażają, wszystko jest wszechogarniające i idealnie dopasowane. Świata ciekawych
dialogów i świetnej reżyserii. Bo, umówmy się, to co jest nam tu prezentowane
to jakiś szmatławiec. Ośmiogodzinne zabawy w układanie literek w tabelki to
jest życie? To jest coś interesującego? Kiedy masz ludzi na tym świecie
zajmujących się każdą głoską w słowie, deszyfrujących znaczenie każdego wyrazu
poprzez dźwięk jaki wywołuje, do czego jest podobne i jak nam się przedstawia.
A ty wybierasz te jebane tabelki? Krzychu, Grzechu, Kaśka, Aniu, Paweł,
przestańcie w ogóle się oszukiwać.
Wychodzę.
Wszystko u mnie dobrze.
Nie, nie potrzebuję.
Nie, nie zadzwonię.
Macie pieniądze.
Na czynsz.
Nie.
Nie.
Chciałbym, ale nie mogę.
Bo przegrałem.
Po prostu.
F.
Zastanawiałbym się czy to opis dobrego dnia :)
OdpowiedzUsuńNie wiem do końca, jakie było założenie, ale ten post jest przygnębiający. Trudno przerwać w połowie jego czytanie, ale poczułam smutek czytając go. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńMonolog wewnętrzny? Nietypowo.
OdpowiedzUsuń