Dzienniczek człowieka: uwagi
Przesilenie dopadło mnie niesamowita siłą i przykuło
do łóżka obietnicą słońca, które nie nadeszło i globalne ocieplenie to rozmycie
się pór roku, jak ktoś kiedyś rzekł, więc skoro mi się rozmywają dni to może
mam gorączkę?
Nieważne są te myśli, nieważne te zabawy słowne, w
które się wtłaczam, bo jedyne co mi pozostaje na sweterku po tych wszystkich
dniach przeleżanych to uczucie wstrętu względem siebie i własnej
niepożyteczności. Czyli tak jak zazwyczaj, tylko mocniej, tak mocniej jak tylko
się da.
Rekompensuję sobie tego rodzaju wyczyny zabawami. Bawię
się w kreatora własnych wspomnień i tworzę urojenia o naturze
autodestrukcyjnej. Polega to, mniej więcej, na zabarwianiu tych, jakże
bolesnych, wspomnień z przeszłości, tych wspomnień czerstwych, w których zażenowanie
jest dominantą, i malowanie ich na jeszcze ciemniejszy, niebieski kolor. Jak wspomnienie
podrywu, podczas którego by zaimponować dziewczęciu swoją siłą i
spontanicznością, podczas trudnej rozmowy o statusie nas i naszej wspólności,
gdy napomknięte zostało jedynie coś negatywnego, wyplułem z siebie pitego
podówczas sprajta na podłogę w korytarzu i krzyknąłem dziarsko – co?! Po czym
ona dziarskim krokiem odeszła, a że miała postawę więcej niż wyprostowaną to
odeszła arystokratycznie i zostawiła mnie w plebejskim bagienku sprajta i
chamstwa.
Oprócz tego niewiele czytam, dzięki czemu moje myśli
robią się głupsze i ostrzejsze w swoich poglądach. Namiętnie oglądam filmiki z
feministkami, które kłócą się z kretynami o jakieś rzeczy, które nikogo nie
interesują, ale oglądam jedno po drugim, próbując zrozumieć cały ten absurd,
oczywiście nie poprzez wnikliwą lekturę najważniejszych dzieł i analizę ruchu
społecznego, ale oglądanie kretynów na ulicy, którzy opowiadają o tym, że
przeszkadzają im akcydensy rzeczywistości.
W dodatku przytyłem ze dwa kilo i wstawanie z łóżka,
które kiedyś było dla mnie naturalnością, z którego wyskakiwałem sprężynką,
stało się jakimś problemem, gdyż zwalam się na podłogą, czołgając się jedynie
jak dżdżownica do upragnionego czajnika elektrycznego, włączam go, zalewam i
dopiero podówczas jestem w stanie w jakikolwiek sposób spojrzeć na Tę-Która-Ze-Mną-Mieszka
i pomóc jej w rozterkach, które zajmują jej głowę poprzez strategiczne
włączenie piosenek Shani Twain o tym, że dobrze jest być kobietą i że siła w
tym ogromna i nieskończona.
Polecam w tym tygodniu nie grubnąć, nie chudnąć, tylko
zostać jakim się jest, żeby nie oszaleć. Czytać więcej. Pamiętać o kupnie
papieru toaletowego. Nauczyć się tańczyć jak w musicalach. Nie wiem.
K.
Niestety, nic z tego - bo ja akurat właśnie w tym tygodniu chudnę, innego wyjścia nie ma.
OdpowiedzUsuńA przesilenie to zło - wierzę, że mnie w tym roku łaskawie ominie.
Naiwność ;)